Społeczeństwo nie ma pełnego zaufania do standardów etycznych i zawodowych korporacji prawniczych i sędziów. Pojawiają się uwagi o stronniczych, korupcyjnych działania niektórych sędziów. Ocena ta dotyczy także profesjonalnych pełnomocników np. w kontekście „afery reprywatyzacyjnej”.
Reforma sądownictwa jest stałym elementem programów partii politycznych, co wydaje się odpowiadać przynajmniej niektórym z oczekiwań społecznych i medialnej rzeczywistości. Warto w tym zakresie rzucić okiem na nagłówki artykułów zebranych w folderze informacyjnym z założeniami reformy sądownictwa przygotowanym przez Ministra Sprawiedliwości.
Minister Sprawiedliwości prezentuje w nim postulaty m. in. zmiany w sprawach dyscyplinarnych, wskazując, że pobłażanie dla sędziów, którzy złamali prawo albo dopuścili się zaniedbań, pogłębia społeczną nieufność wobec wymiaru sprawiedliwości. Ma swoje propozycje zmian w funkcjonowaniu Krajowej Rady Sądownictwa – organu stojącego na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
W tematyce tego bloga warto dostrzec też stwierdzenie Ministra, że najważniejsza jest przejrzystość. Jego zdaniem bez pełnej jawności zarobków sędziów i źródeł ich dochodów Polacy nie odzyskają do nich zaufania. W tym zakresie postuluje m. in. określone zmiany w oświadczeniach majątkowych.
Zdaniem Krzysztofa Izdebskiego z Fundacji ePaństwo zmiany w oświadczeniach, ze względu na swój wybiórczy zakres tworzą wrażenie, że ich celem jest raczej napiętnowanie konkretnych grup niż wypracowanie rzetelnego pomysłu na rzeczywistą jawność i skuteczność oświadczeń.
Na podobne zagadnienia co Minister Sprawiedliwości zwraca uwagę Prezydent RP w w liście skierowanym do uczestników i organizatorów Kongresu Prawników Polskich w Katowicach. Warto zwrócić szczególną uwagę na przywołanie rzekomego społecznego oczekiwania, aby „środowisko sędziowskie zdecydowanie i konsekwentnie potępiało wszelkie, choćby incydentalne, nieetyczne działania swoich przedstawicieli”. Zaznacza również: „Pozytywnego wizerunku trzeciej władzy nie buduje też nazbyt emocjonalna reakcja sędziów na krytykę ani też zbyt pochopne, a przez to nieprzekonujące kwalifikowanie krytycznych komentarzy jako ataków na zasadę niezależności sądów”.
W odpowiedzi opublikowanej na stronie Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” uzyskujemy jedynie szerokie omówienie przez Prezesa Trybunału Sprawiedliwości EU Koena Lenaertsa znaczenia zasady niezależności sądów. W stanowisku podkreśla się, że „demokracje są mocne w takim stopniu, w jakim mogą udzielić ochrony prawom jednostki. Im bardziej efektywna jest taka ochrona, tym mocniejsza”. Zaznacza się też, że „im bardziej są niezależni sędziowie, tym skuteczniejsza jest ochrona praw jednostek i mocniejsza staje się demokracja”, a „[…] sędziowie, adwokaci, radcowie prawni – są strażnikami praw obywateli […]”.
Dostrzegając elementy odpowiedzialności władzy publicznej, a także przejrzystości działania wszelkich władz publicznych chciałbym zwrócić uwagę na wciąż otwartą sprawę w Sądzie Najwyższym, która – niestety – nie cechuje się stanowczym potępieniem ze strony wymiaru sprawiedliwości, pomimo stwierdzanego od lat niewłaściwego postępowania. Chciałbym także przypomnieć o niewielkim, ale istotnym zabiegu budującym zaufanie społeczne, który mógłby zostać wdrożony w wymiarze sprawiedliwości bez żadnych reform i zmiany prawa.
Niejednokrotnie na blogu pisałem o tym, że Sąd Najwyższy ma wyraźny problem z poszanowaniem prawa do informacji. Prawa, które stanowi niezbędną przesłankę współczesnej demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. Powszechny i szeroki dostęp do informacji publicznej stanowi bowiem niezbędny element istnienia społeczeństwa obywatelskiego, a co za tym idzie – urzeczywistnienia demokratycznych zasad funkcjonowania władzy publicznej w polskim państwie prawnym.
Od 2011 roku z Sądem Najwyższym trwała batalia z Fundacją ePaństwao o udostępnienie umów z wydawnictwami prawniczymi. Ostatecznie przegrana przez Sąd Najwyższy, ale stosowane wybiegi, argumentacja, ignorowanie orzeczeń sądowych w żaden sposób nie buduje przekonania, że m. in. Sąd Najwyższy jest strażnikiem praw obywateli.
W ferworze tej batalii Sąd Najwyższy postanowił nawet we własnym interesie skorzystać ze szczególnych uprawnień i zakwestionować przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej w Trybunale Konstytucyjnym, co – wydaje się – miało służyć zawieszeniu (wydłużeniu) postępowań o ujawnienie umów.
W sierpniu 2013 roku Sieć Obywatelska Watchdog Polska wystąpiła do Sądu Najwyższego o stworzenie rejestru umów, których stroną jest Sąd Najwyższy, na stronie internetowej BIP. Sąd Najwyższy odmówił, tłumacząc: „Trudno jest […] podzielić przekonanie, jakoby funkcjonujące w Polsce prawo gwarantowało każdemu możliwość zapoznawania się z treścią wszystkich umów, których stronami są jednostki sektora finansów publicznych”.
W czerwcu 2015 roku opisywałem opór w przekazaniu kopii umów na obsługę tego postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym. W ocenie Sądu Najwyższego obywatele nie mają prawa znać umów.
W sierpniu 2015 roku ja także zaproponowałem Sądowi Najwyższemu rejestr umów. Dowiedziałem się wówczas: „[…] do Sądu Najwyższego już wcześniej kierowane były żądania podobnej treści. Zagadnienie obowiązku realizacji wniosków tego rodzaju jest przedmiotem postępowania, które toczy się w Trybunale Konstytucyjnym (sygn. akt K 58/13) w sprawie zgodności z Konstytucją niektórych przepisów powołanej ustawy o dostępie do informacji publicznej. Do czasu zakończenia powyższego postępowania, zagadnienie obowiązku tworzenia rejestru umów zawieranych przez Sąd Najwyższy należy uznać za nierozstrzygnięte”.
Wspomniane postępowanie jest tym samym, które miało posłużyć jako pretekst do zawieszenia spraw z Fundacją ePaństwo o umowy.
W odpowiedzi na to stanowisko opublikowałem wszystkie skrywane przez Sąd Najwyższy umowy. Pozyskałem je z zewnętrznych źródeł. Swoją publikacją skłoniłem do udostępnienia ich także przez Sąd Najwyższy. Tylko tych, bo Nie zakończyło to jednak problemów z jawnością w Sądzie Najwyższym.
Do Sądu Najwyższego zaczęły wpływać regularnie wnioski o udostępnienie umów z jednego miesiąca. Spotykają się one z odmową Sądu Najwyższego, gdyż rzekomo umowy takie nie są informacją publiczną. Wszystkie instancje sądownictwa administracyjnego od lat wyrażają jednak odmienne przekonanie, gdy przychodzi do oceny spraw Sądu Najwyższego, ale najwidoczniej Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego przyjmuje, że „sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.
Ostatnie takie oceny to wyrok WSA w Warszawie z dnia 30 maja 2017 roku w sprawie sygn. akt. II SAB/Wa 10/17, wyrok WSA w Warszawie z dnia 20 kwietnia 2017 roku w sprawie sygn. akt. II SAB/Wa 11/17 i wyrok WSA w Warszawie z dnia 4 kwietnia 2017 roku w sprawie sygn. akt. II SAB/Wa 551/16. Są one nieprawomocne. Jednak istnieją także już prawomocne wyroki ws. umów z miesiąca – wyrok WSA w Warszawie z dnia 23 listopada 2016 roku w sprawie sygn. akt. II SAB/Wa 423/16 i wyrok WSA w Warszawie z dnia 21 grudnia 2016 roku w sprawie sygn. akt. II SAB/Wa 422/16. Oprócz nich są wyroki, których oceną Sąd Najwyższy postanowił dociążyć Naczelny Sąd Administracyjny.
Czy ta ilość spraw, ich identyczny charakter doczeka się, aby „środowisko sędziowskie zdecydowanie i konsekwentnie potępiało wszelkie, choćby incydentalne, nieetyczne działania swoich przedstawicieli”, jak w przywołanym liście napisał Prezydent RP, czy może stale będzie przejawem „pobłażania dla sędziów, którzy złamali prawo albo dopuścili się zaniedbań”, który to problem chce rozwiązywać Minister Sprawiedliwości w drodze reformy?
Aktualną ocenę sędziów można wyczytać w uzasadnieniu każdego z przywołanych wyroków. Jest ona za każdym razem zbliżona. Przykładowo w wyroku sygn. akt. II SAB/Wa 551/16:
W ocenie Sądu bezczynność organu nie miała jednak miejsca z rażącym naruszeniem prawa. Rażące naruszenie prawa jest bowiem postacią kwalifikowaną naruszenia prawa i powinno być interpretowane ściśle. Zgodnie ze słownikowym znaczeniem tego pojęcia, „rażące” to „ponad miarę”, „niewątpliwe”, „wyraźne”, „oczywiste”. Ocena, czy mamy do czynienia z rażącą postacią bezczynności, powinna być dokonywana w powiązaniu z okolicznościami sprawy rozpatrywanej indywidualnie. W niniejszej sprawie bezczynność organu nie polegała na jego milczeniu wobec wniosku strony skarżącej, a wynikała jedynie z wadliwego zakwalifikowania żądanej informacji jako nie podlegającego przepisom ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Sąd Najwyższy od 2011 roku niby gubi się w udostępnianiu swoich umów. W rzeczywistości ignoruje wytyczne sądów, które wielokrotnie dowodziły fałszywości głoszonej tezy o tym, że umowy nie są informacją publiczną. Jednak sędziowie uznali, że tę sprawę należy rozpatrywać „indywidualnie”, a to oznacza, że odmowa przekazania umów „wynikała jedynie z wadliwego zakwalifikowania żądanej informacji” i sędziów ta sytuacja nie razi.
Nie mamy zatem w tej sprawie do czynienia ze zdecydowanym i konsekwentnym potępieniem nieetycznego działania Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego, niestety. We wszelkich innych sprawach, których stroną skarżoną jest Sąd Najwyższy, sytuacja oceniana jest podobnie.
Nie składam jednak broni. Wnioski, a następnie skargi na bezczynność Sądu Najwyższego będą dalej składane. Sądy administracyjne będą przez Sąd Najwyższy dociążane oceną tych wielokrotnie wyjaśnionych już spraw, ale najwidoczniej jest to konieczne.
Wierzę, że jest tylko kwestią uporu i czasu, aż informacja o niemal każdym wydatku Sądu Najwyższego – rejestrowanym przecież już w bazach danych różnego rodzaju, choćby księgowych – będzie powszechnie dostępna bez przeszkód. Bez przeszkód oznacza bez dodatkowych formalności – po prostu uzupełniana na bieżąco i widoczna dla wszystkich w Internecie.
W odpowiedzi na ostatnią propozycję realizacji tej wizji – publikacje rejestru umów – poinformowano mnie że „[z]agadnienie obowiązku realizacji wniosków tego rodzaju jest przedmiotem postępowania, które toczy się w Trybunale Konstytucyjnym (sygn. akt K 58/13). (…) Do czasu zakończenia powyższego postępowania, zagadnienie obowiązku tworzenia rejestru umów zawieranych przez Sąd Najwyższy należy uznać za nierozstrzygnięte”.
Wobec złożonej sytuacji Trybunału Konstytucyjnego i kryzysu konstytucyjnego Sieć Obywatelska – Watchdog Polska ogłosiła w kwietniu br. akcję pisania listów do Sądu Najwyższego o wycofanie swojego wniosku z Trybunału Konstytucyjnego. Niedługo potem Sąd Najwyższy wycofał wniosek ze stwierdzeniem: „Z uwagi na to, że sprawa została dostatecznie wyjaśniona w orzecznictwie Naczelnego Sądu Administracyjnego, w ocenie Wnioskodawcy, dalsze popieranie wniosku nie jest już celowe”. W efekcie postanowieniem z dnia 26 kwietnia 2017 r. Trybunał Konstytucyjny postanowił umorzyć postępowanie w sprawie.
Odpadła zatem argumentacja, przez którą rejestru umów nie można było dotąd opublikować, bo wspomniane postępowanie się zakończyło. W dniu 26 czerwca 2017 roku zaproponowałem po raz kolejny Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego publikacje rejestru umów. Odwołałem się do sytuacji w Krakowie, a także do obecnego, ogólnego zamieszania z wymiarem sprawiedliwości. Podkreślając wagę realizacji postulatów petycji, wskazałem bowiem:
Jest to ogromnie istotne wobec notorycznie pojawiających się publikacji, także w mediach o ogólnopolskim zasięgu oddziaływania, które próbują wywołać społeczne przeświadczenie o ogromnej skali nadużyć w wymiarze sprawiedliwości. Takiemu wrażeniu sprzyja niestety np. brak przejrzystość w zawieranych umowach przez sądy, w tym Sąd Najwyższy, zwłaszcza gdy powszechnie znanym są np. działania Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie.
W aktualnej sytuacji ustrojowo-politycznej, gdzie brak rzetelnej informacji o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości, naraża na poklask dla populistycznych haseł, dostęp do informacji wydaje się szczególnie istotny i wartościowy dla rzetelności debaty publicznej o sytuacji wymiaru sprawiedliwości. Publikacja danych o zawieranych umowach będzie mogła stanowić wzór dla innych sądów, co pozwoli realnie dowieść, że istniejące nadużycia np. przy zawieraniu umów mają rzeczywiście charakter incydentalny, a nie powszechny. Brak takich informacji nie pozwala społeczeństwu uzyskać przeświadczenia, że takie umowy jak te w Krakowie, nie dotyczą innych organów wymiaru sprawiedliwości.
Udostępnienie takich rejestrów wpisywałoby się w ogólny nurt zwiększenia przejrzystości i jawności działania organów administracji, pozytywnie wpływało na relacje z obywatelami, a także budowało zaufanie obywateli do Sądu jako organu szanującego zasady przejrzystości. Ostatecznie zapewniałoby pełniejsze realizacje prawa do informacji o działalności organów władzy publicznej i osób pełniących funkcje publiczne, o którym stanowi art. 61 Konstytucji RP.
Mam nadzieje, że w końcu Sąd Najwyższy zakończy spór z obywatelami o przysługujące im prawa, a cały wymiar sprawiedliwości będzie strażnikiem ich wszystkich praw, także prawa do informacji.
Na koniec pragnę podkreślić, że tekstem tym nie próbuje podważać koncepcji niezależności sędziów. Niezawisłość sędziów i niezależność sądów są filarami, na których ufundowana jest delikatna konstrukcja polskiej demokracji. Demokratyczna Polska nie może istnieć bez bezstronnych i samodzielnych sędziów. Chciałbym jednak skłonić środowisko sędziów, aby przeanalizowało, jak skuteczniej może zapobiegać czarnym owcom i zwalczać nadużycia, nim zrobią to inni.
1pkn1c
x48ei4